Komentarze: 0
Źli bracia
Jeden chłop miał trzech synów i
był bardzo biedny. Wysłał ich więc na wędrówkę, żeby sami poszli starać
się i myśleć o sobie. Matka upiekła im pod popiołem placek, dała ser,
warzywa i masło, co mogła. Jeden poszedł swoją drogą, a dwaj wybierają
się razem.
I poszli, idą. Mówi najstarszy do najmłodszego:
- Usiądźmy i zjedzmy najprzód z twego woreczka warzywa i ser, a później będziemy z mojego jeść razem.
Młodszy
brat przystał na to. Jak zjedli - idą jeden i drugi dzień, i nadal
jedzą z woreczka tego młodszego. Jak już zjedli, uszli już parę mil
drogi, siadają, i ten starszy dobywa ze swego woreczka i je, a temu
młodszemu nic nie daje. Nic z początku nie mówi, tylko sobie myśli: "co
to dalej będzie?" Ku wieczorowi znowu odpoczywają sobie i starszy sam
je, a młodszemu nie daje. A młodszy nadal nic nie mówi, ale czeka
cierpliwie. Następnego dnia to samo, gdy odpoczęli, starszy znów je, a
młodszemu nic nie daje. Ten patrzy, czy mu z litości nie da choć
kawałka chleba, bo głodny. Nad wieczorem to samo, aż młodszy powiada:
- Zlituj się, skórkę chleba mi daj, idę o głodzie, już z sił opadłem, a przecież ja ci ze swego woreczka dawałem.
Wtedy brat dał mu kawałek chleba, ale tak mały, że prawie na raz w usta włożyć. Zjadł go z płaczem i westchnął sobie.
Trzeciego dnia uszli znowu kilka mil drogi. Starszy siada i je, a tamtemu nic nie daje. Młodszy już całkiem z sił opadł i mówi:
- Ja już nie mogę iść.
A ten starszy odzywa się:
- Każ sobie oko wyjąć, to ci dam kawałek chleba.
- Nie, bo będę kaleką - młodszy powiada. - To już wolę iść tak o głodzie.
Idzie
tak jeden dzień i drugi o głodzie, a starszy mu nic nie daje. W końcu
prosi go na miłość boską, że już woli stracić oko, żeby mu dał kawałek
chleba. I brat wyjął mu oko, i dał mu kawałek chleba, ale taki mały,
jakby dziecku.
Idą
dalej, znów kilka mil uszli. Piątego dnia starszy znowu siada i je, i
znowu tamtemu nic nie daje. A on, zgłodniały, już usta ma sine i z sił
całkiem opadł.
- Każ sobie drugie oko wyjąć - mówi starszy - to ci dam kawałek chleba.
-
No trudno - młodszy na to - kiedy inaczej być nie może, to mi wyjmij i
drugie oko i zaprowadź gdzie pod kościół, pod dzwonnicę, żebym
zadzwonił, kiedy będę miarkował, że się już dzień robi, a ludzie choć z
litości żebrakowi chleba nie odmówią.
Starszy
wyjął mu oko i zaprowadził nie pod dzwonnicę, ale pod szubienicę, dał
mu mały kawałek chleba i poszedł sam dalej. A ten ślepy miarkuje, że
się dzień robi, maca koło siebie i szuka sznura od dzwonnicy.
Zmiarkował w końcu, że go brat pod szubienicę zaprowadził. Westchnął
sobie i mówi:
- Mój Boże, i głodno, i zimno, i przykro pod szubienicą siedzieć i pewnie głodną umrę śmiercią, bo kto mnie tu poratuje.
Siedzi
cały dzień i kuli się, i drży cały. Aż tu wieczorem przylatują kruki i
siadają na tę szubienicę. A było ich trzech. Jeden kruk mówi do
drugiego:
-
W tym a tym mieście jest królewna bardzo chora i Pan Bóg wie, skąd
doktorów zwożą, a nie mogą jej uleczyć. A to bagatela, bo w tym pokoju,
gdzie ona jadła święcone jajko i upadło jej na ziemię, kruszynę złapała
i zjadła żaba. Ta żaba siedzi pod podłogą i rośnie, a królewna schnie.
Trzeba tylko wziąć drewek suchych i napalić na kominku, żeby z pół
komina węgli się napaliło, zedrzeć podłogę w jej pokoju (ale żeby samej
królewny tam nie było), a tam ta okropna żaba siedzi. I trzeba tę żabę
wziąć, odgarnąć czyste węgle i na rozpalony ruszt wrzucić. Jak się
spali, zgarnąć ładnie popiół z rusztu w papierek, wrzucić go do
szklanki herbaty i dać królewnie do wypicia.
A drugi kruk powiada:
-
W tym a tym mieście wody nie ma i po kilka mil jeździć muszą po wodę.
Sprowadzają majstrów z całego świata i kopią studnię, a nie mogą wody
znaleźć. A to jest bagatela, trzeba tylko wykopać tę studnię głębiej, w
prawo, a tam jest kamień. Wystarczy go odwalić precz, a najpiękniejsza
woda będzie.
A ten trzeci powiada:
-
Tu pod szubienicą takie zielsko rośnie, że kto tylko nie ma oczu, a to
zielsko znajdzie i potrze, to zaraz najpiękniejsze będzie miał oczy,
jeszcze lepsze niż my.
Jak
się ten ślepy, biedny i głodny o tym dowiedział, westchnął sobie do
Boga, i te kruki się rozleciały. A on rwie zielska na pamięć, jakie
tylko popadnie, i przykłada do oczu. Zdaje mu się, jakby troszkę ujrzał
światłość, rwie więcej jeszcze i przykłada. I dostał oczu
piękniejszych, niż miał wprzódy.
Idzie
spod tej szubienicy taki zgłodniały, że go wiatr przewraca prawie, i
przyszedł do jednej wsi, prosić choć o łyżkę strawy. Dali mu tam trochę
zjeść, a on zapytał o to miasto, gdzie nie było wody.
I przyszedł do tego miasta, a zachciało mu się pić, i prosił naumyślnie, żeby mu dali trochę wody się napić. Mówią mu:
- U nas prędzej piwa dostaniesz niż wody, bo po nią aż kilka mil musimy jeździć.
- A to dlaczego? Może bym ja co poradził?
- Nie, mój panie, już tu byli wszyscy majstrowie, a nic nie poradzili.
- Dajcie mi z paru ludzi - on na to - a ja się podejmę to zrobić.
I
dali mu paru chłopów, a on im kazał kopać. Jak zaczęli kopać, dokopali
się tego kamienia. Jak ten kamień odwalili, to najpiękniejsza woda całą
studnię napełniła. Tak się ucieszyli ci mieszkańcy, że mu wielką dali
za to zapłatę.
I
znowu idzie do tego miasta, gdzie królewna jest słaba. Wszedł do
karczmy, gdzie właśnie gadali o tym, że zwożą doktorów Pan Bóg wie
skąd, a oni nie mogą jej nic poradzić, kto wie, czy nie umrze. A on
słucha i pyta:
- Czy taka kiepska już, że jej żaden doktor poradzić nie może? Ja ją uzdrowię.
- Król powiedział - mówią mu - że kto córkę uzdrowi, połowę majątku weźmie i jego córkę dostanie w małżeństwo.
Dali znać do króla, a król czym prędzej posyła po niego i pyta:
- Czy ty uzdrowisz moją córkę?
- Najjaśniejszy panie, uzdrowię.
Kazał
drzewa przynieść dużo i żeby mu pokazali, gdzie jest pokój królewny.
Zaprowadzili go tam, a królewnę wyprowadzili do drugiego pokoju. A on
ogień na kominku rozpalił i siekierę kazał przynieść. Jak już się
narobiło pół komina węgli, to on siekierą podłogę rozdarł i znalazł tę
okropną żabę pod podłogą. Węgle pięknie odgarnął, a żabę wrzucił na
rozpalony ruszt, a żaba tak skrzeczała, tak pukała, aż się rozlegało po
pokoju. Popiół z niej pięknie zgarnął w papierek, podłogę na powrót
zrównał, jak była, wyszedł i kazał przynieść szklankę herbaty. W tę
herbatę wsypał połowę popiołu i zaniósł królewnie do wypicia. Królewna
wypiła, a nie wyszła i godzina, gdy uczuła się dużo zdrowszą. Kazał i
drugą szklankę herbaty przynieść i resztę popiołu w nią wsypał.
Królewna wypiła i już zupełnie była zdrowa. Król, ukontentowany, zaraz
go sobie obrał za zięcia i dał mu połowę królestwa.
Jak
się ożenił, wybrał się do swych rodziców szukać ich i jeżeli jeszcze
żyją, zabrać do siebie. I napotkał biednego o kijku, i poznał, że to
jego brat. Kazał zaraz przystanąć. A biedak klęka i prosi o wspomożenie.
- Miałeś ty brata? - pyta starca.
- Było nas trzech i my się porozchodzili - ten odpowiada.
- I ty nie wiesz, gdzieś brata podział najmłodszego? Otóż wiedz, że ja jestem twój brat.
On z początku nie chciał dać wiary
- Czy może być, aby najjaśniejszy pan był moim bratem?
-
A pamiętasz, jakeś jadł z mego tłumoczka, a potem ze swojego nie
chciałeś mi nic dać, wreszcieś mi oczy powyjmował i pod szubienicę
położył? A widzisz, jakie ja oczy piękne tam dostałem i jakim się panem
stałem? A może i ty sobie każesz oczy powyjmować?
- Chciałbym - brat odpowiada.
Zaraz
kazał lokajowi oczy mu wyjąć i zaprowadzić pod tę samą szubienicę,
gdzie i on był. Jak go zaprowadzili pod szubienicę, czeka on, czy też
takim panem zostanie jak jego brat.
I
przylatują znowu trzy kruki, i mówi jeden do drugiego, że w tym a tym
miejscu wody nie było, a teraz najpiękniejsza woda jest. A drugi
powiada, że w tym a tym mieście była królewna chora i nie mógł jej nikt
poradzić, a znalazł się taki, co przyszedł i ją uzdrowił. A trzeci
powiada, że może tu kto siedział i ich podsłuchiwał pod tą szubienicą,
a może i teraz podsłuchuje. A ten drugi kruk mówi:
- Zajrzyj no, może tam kto i siedzi.
Jeden z tych kruków zagląda i widzi człowieka bez oczu. Złapał go i głowę mu ukręcił. I porozlatywały się ptaki.
A brat najmłodszy pojechał po swoich rodziców i zabrał ich do siebie. Dał im pomieszkanie i usługę do śmierci.